Geoblog.pl    Krokwnieznane    Podróże    Japonia    Kioto: Nara, las bambusowy i gejsze
Zwiń mapę
2015
31
lip

Kioto: Nara, las bambusowy i gejsze

 
Japonia
Japonia, Kioto
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 6403 km
 
Wróciliśmy się schłodzić do naszego mieszkanka. Upały bardzo nas wykańczały. Temperatura dochodziła prawie do 40 st C. W takim skwarze ciężko myśleć, a co dopiero chodzić, spacerować czy zwiedzać. Ale nie było wyjścia, chcieliśmy zobaczyć jak najwięcej, tyle że często dawaliśmy sobie szansę na szybką regenerację.

Zrobił się wieczór, a my odpowiednio wypoczęliśmy. Wyszliśmy na spacer po mieście. Kierunek dzielnica Gion. Jest to miejsce turystyczne, niegdyś słynące głównie z gejsz. Obecnie ciężko prawdziwą gejszę wypatrzeć, a na randkę z nią pewnie umówić się bardzo trudno (podejrzewam). Szliśmy wzdłuż rzeki, która przystrojona była okrągłymi lampionami. Po jednej jej stronie znajdował się rząd budynków, każdy z przyjemną knajpką i tarasem na dworze. Skręciliśmy w kierunku starej zabudowy Gion. Mijaliśmy setki sklepów z pamiątkami oraz wymijaliśmy tłumy turystów. Jednak jak pokręciliśmy się bardziej, znaleźliśmy się między wąskimi uliczkami z typowo japońską zabudową. Drewniane domy ze szczególnymi bramami wejściowymi. Klimatycznie podświetlone. Dla mnie rewelacja. Zaszliśmy także do świątyni znajdującej się w tej dzielnicy. Było już ciemno, ale odpowiednie podświetlenie nadawał jej wyjątkowy klimat. Urokliwe miejsce, nawet mimo tych wszystkich ludzi.
Wróciliśmy w stronę rzeki i okazało się, że rozpoczął się tam jakiś festyn. Dużo straganów z jedzeniem, muzyka na żywo, i tłum przechodniów. Wesoło i głośno. Na nic się nie skusiliśmy, bo dla bezglutenowca nie było za bardzo wyboru (jak zresztą większość dań kuchni japońskiej). Wstąpiliśmy do małego baru w wąskiej uliczce. Usiedliśmy wzdłuż baru. Obok nas starszy Japończyk. Zero angielskiego, ale niezmierna chęć nawiązania z nami kontaktu. Pokazał mi w menu, co mamy zamówić, sugerując, że jest pyszne. Dobrze, że międzynarodowe znaki migowe działają wszędzie :) Potem pokazał na datę na menu i dał nam do zrozumienia, że tu kiedyś pracował (chyba). Zjedliśmy i faktycznie było smaczne. Dłuższej konwersacji niestety nie było. Bariera językowa. Ale kto powiedział, że Japończycy są zamknięci na innych? Chyba, że my mieliśmy dotąd szczęście do ludzi.

Dzień 2.

Ostatni przejazd pociągiem, tym razem do Nary. Jest to mała miejscowość, dawna stolica Japonii, która słynie z licznych zabytków wpisanych na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Faktycznie, po przyjeździe na miejsce, przestudiowaliśmy na szybko mapkę okolicy i obraliśmy trasę zwiedzania. Tereny piękne. Zabytki otoczone parkami z chodzącymi na wolności jelonkami, lasami i zielenią. Pierwszy punkt to kompleks świątynny Todai-ji. Piękny drewniany budynek, który już samą wielkością robi wielkie wrażenie.
Potem spacerem zaliczaliśmy kolejne wyjątkowe budowle. Nie ma sensu ich nawet wymieniać. Bo trasę po Narze można zrobić w różny sposób. Wszystkich zabytków nie zaliczyliśmy na pewno, ale nie na tym nam zależało. Chcieliśmy poczuć klimat tego miejsca. Piękne alejki z kamiennymi lampionami, rzeźby, budowle. Miejsce warte zobaczenia

Cały dzień spędziliśmy na zwiedzaniu. Oczywiście robiąc przystanki w cieniu, by nie roztopić się tym upale.

Dzień 3.

Dzisiaj kolejne dwie duże atrakcje w okolicy Kioto. Pierwszą z nich był las bambusowy Sagano. Dojechaliśmy tam kolejką podmiejską (ok 30 min drogi), po 10 minutach marszu ujrzeliśmy pierwsze drzewa. Widok olbrzymich bambusów był ciekawy, udało nam się zrobić sporo fajnych zdjęć, choć chyba sam las nieco zawiódł moje oczekiwania. Same bambusy robią wrażenie, ale to w jaki sposób teren jest przygotowany dla turystów, podoba się dużo mniej. Nie czujemy się tam jak w lesie, tylko na ścieżce, gdzie po obu stronach płotu rosną długie bambusowe drzewa. Jeśli jednak ktoś nie widział, wcześniej tych roślin, warto zobaczyć.

Kolejną atrakcją było Fushimi Inari- taisha, czyli najsłynniejszy shrine w Kioto. Początek znajduje się u podnóża góry i ciągnie się przez 4 km do jej końca. Wszystkie shrine tworzą jedną całość, a dokładnie długi, czerwony "tunel". Żadna brama nie różni się od siebie niczym, ale wszystkie razem tworzą spójną całość. Warto się przespacerować tą ścieżką, nawet jeśli, ktoś nie miałby ochoty wspiąć się na sam szczyt góry.

Po powrocie do centrum Kioto zobaczyliśmy jeszcze ważne świątynie Kiyomizu- dera oraz Yakasa Shrine.

Wieczorem natomiast udaliśmy się na przedstawienie do teatru w dzielnicy Gion. Było to godzinne zestawienie japońskiej tradycyjnej muzyki, ceremonii parzenia herbaty, komedii oraz tańca gejsz. Bardzo turystyczna opcja, może niekoniecznie warta uwagi, bo nie wzbudziła w nas wielkiego zachwytu, ale choć w minimalny sposób przybliżyła nam kulturę tego kraju.

Dzień 4.

Dziś popołudniu wyjeżdżamy już z Kioto i zmieniamy miejsce na Osakę, z której mamy lot powrotny do domu. Ale przedtem zamierzaliśmy zobaczyć słynny Złoty Pawilon oraz zamek Nijo.
Kinkaku-ji znajduje się na obrzeżach miasta, w kierunku przeciwnym od naszego zamieszkania, wobec tego droga do niego zajęła nam ponad godzinę. Pewnie też dlatego, że zamiast skorzystać z linii przygotowanej dla turystów (przyśpieszonej) wybraliśmy autobus miejski. Po długiej podróży dotarliśmy na miejsce. Pawilon bardzo nam się podobał. Śliczny, zadbany budynek, a do tego przepiękne otoczenie jeziorka i drzew. Na pewno w okresie kwitnięcia wiśni oraz jesienią widoki są tu najpiękniejsze. Jak zresztą w całej Japonii.
Zamek Nijo to duży obiekt, do którego prowadzi piękna kolorowa brama. Wnętrze jest dość ubogie, są to głównie puste sale, których nie można fotografować. Sam obiekt jest bardzo okazały i ciekawy. Ale wnętrza pałacowe już mniej.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 93 wpisy93 31 komentarzy31 1018 zdjęć1018 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
22.07.2015 - 07.08.2015