W końcu ktoś nam odpisał na airbnb i dostaliśmy super mieszkanko 10 minut od dworca głównego. Do pełnej dyspozycji dwa pokoje z kuchnią w świetnym standardzie.
Ciągle mieliśmy aktywne karty JR Pass, więc postanowiliśmy wyskoczyć do oddalonego godzinę drogi od Kioto, Kobe. Na to miasto nie mieliśmy żadnego planu, nie chcieliśmy znowu pędzić i na siłę zwiedzać zabytki. Raczej zależało nam na spokojnym spacerze miejską promenadą. Kobe leży nad wodą, a w samym jego centrum znajduje się olbrzymie centrum handlowe oraz promenada. Z niej rozpościera się przyjemny widok na miasto. Niby nic szczególnego, ale jakoś przypadło nam do gustu. Takie wrażenie miasta typowo letniego. Przeszliśmy się wzdłuż i wszerz, zajadając lody i inne smakołyki. Zaplanowałam tutaj tylko jedną atrakcję. Muzeum Kawasaki World. Muzeum nie jest bardzo duże, nie jest też może najlepsze w jakim byliśmy, ale ze względu na to, że Adam kiedyś ścigał się na motocyklu właśnie tej marki, to chciałam mu zrobić niespodziankę. Zaskoczyło nas to, że firma znana głównie z motorów i skuterów wodnych, produkuje dużo dużo więcej, między innymi pociągi, tramwaje, samoloty, elektrownie.
Spacerem poszliśmy w kierunku stacji, z której wróciliśmy znowu do Kioto.