Cały dzień spędziliśmy w drodze. Najpierw lot do Bangkoku, potem przesiadka na lot do Phnom Pehn. Potem czekała nas droga na południe do Sihanoukville. Loty mieliśmy jeden po drugim, więc nie było opcji na żadne opóźnienia. Jednak gdy wsiadaliśmy do samolotu już było 20 minut po czasie. Więc godzinny lot upłynął w lekkim stresie czy na pewno zdążymy odebrać bagaże, zrobić kolejny check-in i wsiąść do kolejnej latającej maszyny.
Na szczęście wszystko poszło po naszej myśli. Gorzej było w stolicy khmerskiej. Żeby nie zostawać tu dłużej musieliśmy zdążyć na autobus ewentualnie wziąć taksówkę za 60 $ (jeśli się odpowiednio wytarguje, bo kierowcy zaczynają od 120$). Adam wyszukał nr na stację autobus, by upewnić się, czy są jeszcze miejsca na ostatni przejazd o 17.30. Na nasze szczęście pan w informacji zarezerwował nam dwa ostatnie bilety. Mieliśmy tylko pół godziny, by dotrzeć na miejsce. A korki w mieście były okrutne. Złapaliśmy taxi w drogę.
Niestety nasz kierowca okazał się najgorszym z jakim kiedykolwiek mieliśmy do czynienia. Jechał niezwykle powoli, nie potrafił się wcisnąć, wyminąć ani wyprzedzić nikogo. Zboczył z głównej trasy, by ominąć korek i skończył w jeszcze gorszym na wąskiej uliczce. Krzycząc do niego "go mister", obracał się w naszym kierunku (dalej prowadząc oczywiście) i robił minę jakby nie wiedział co się dzieje i o co chodzi. Na te korki na pewno lepszy okazałby się tuk tuk. O 17.40 dotarliśmy na stacje, autobus dalej stał. Okazało się, że odjeżdża o 18.
1,5 godziny później wyjechaliśmy poza granice miasta, mijając przy tym lotnisko (gdybyśmy wiedzieli, że to ta sama trasa..). Łączny czas przejazdu 5,5 h. Czas umilały nam teledyski lokalnych hitów w wersji do karaoke- na szczęście nikt nie śpiewał przy tym- i khmerski film- poziom gorszy niż Klan.
W Sihanoukville byliśmy późno, zmęczeni długą podróżą wzięliśmy pierwszy lepszy motel- Kong Bungalow za 15$ za noc. Czysto z klimą, więc nam pasowało. Nie przeszkadzał nam nawet fakt, że pod nami był bar, gdzie starzy biali mężczyźni podrywali khmerki.