Czas w Birmie dobiegł końca. Nad ranem przyjechaliśmy do Yangon, skąd w nocy mamy samolot dalej. Odpuściliśmy sobie dzisiaj jakiekolwiek zwiedzanie, jedynie zrobiliśmy mały spacer i wybraliśmy się na lunch.
Cały dzień spędziliśmy na organizacji następnej podróży oraz uzupełnianiu bloga postami o Birmie.
Spędziliśmy tu super czas i oboje jesteśmy zadowoleni, że tu przyjechaliśmy. Birma to ciekawy kraj, który stale się rozwija. Myślę, że jest to ostatni moment na przyjazd tutaj, zanim zaczną się zjeżdżać tłumy jak np. do Tajlandii. Kraj ma potencjał i wiele do zaoferowania. Zrobiliśmy dość krótką i szybką trasę, ale zaliczyliśmy najważniejsze miejsca, które koniecznie trzeba tu zobaczyć. No może z wyjątkiem Mt. Popa, ale to nasza opinia.
Fajne jest to, że zobaczyliśmy autentyczne, wiejskie życie lokalnej ludności (głównie podczas trekkingu), które wygląda tak jak kilkadziesiąt lat temu. Zetknęliśmy się z przyjaznymi Birmańczykami. Spróbowaliśmy lokalnych przysmaków i żuliśmy betel. A przede wszystkim pokonaliśmy własne granice biorąc udział w 60-cio kilometrowej wyprawie.