W Sihanoukville zjedliśmy śniadanie i kupiliśmy bilety na poranną łódź na wyspę Koh Rong Sanloem. 25 $ za speed boat w dwie strony- kupiliśmy open ticket, czyli mogliśmy wrócić kiedykolwiek. 40 min podróży i dopłynęliśmy do brzegu. Nie mieliśmy zarezerwowanego noclegu, więc ja z Natalią i bagażami zostałyśmy w najbliższym barze, a Adam udał się na poszukiwania. I jak zawsze znalazł niezłe miejsce w dobrej cenie. Nasz bungalow w Natural Resort znajdował się w pierwszej linii, więc wychodząc na tarasik mieliśmy widok na przecudną plażę i morze (50$ za noc za 3 osoby).
Szybko wskoczyliśmy w stroje i pobiegliśmy w stronę wody. Pierwszy stop na odpoczynek w podróży z Natalią.
Koh Rong Sanloem jest to nieduża wyspa, która dopiero niedawno zaczęła się rozwijać. Nie ma na niej dróg i prądu. Wzdłuż plaży istnieje kilka resortów z bungalowami, które działają od kilku miesięcy, kilka się wciąż buduje. Jeden z ładniejszych, ale droższych resortów Secret Paradise należy do dwójki Polaków. Mają dobrą restaurację i świetną obsługę angielsko i polskojęzyczną. A to już duży sukces. Bo naszym hotelu mieliśmy duże trudności z dogadaniem się. Każde zamówienie różniło się od tego, co naprawdę chcieliśmy.
Nie ma też zasięgu i darmowego wifi. Jest to idealne miejsce, gdzie można odpocząć od wszystkiego, odciąć się od reszty świata.
Można tylko spacerować, pływać lub opalać się. Plaża jest piękna z białym, delikatnym piaskiem. Woda przejrzysta i gładka. W nocy można obserwować świecący w ciemności plankton, niestety my dowiedzieliśmy się o tym za późno.
Warto tu przyjechać, póki turystyka jeszcze nie zepsuła tego miejsca.
My spędziliśmy tu 3 dni i odpoczęliśmy doskonale.
Poznaliśmy się z Polką- menagerką w Secret Paradise oraz z Ukraińcami, którzy przyjechali na wyspę, wynajęli działkę, postawili kilka namiotów do wynajęcia na noc. Prowadzą jeszcze restaurację i z bieżących zarobków budują sami pierwszy bungalow. Ot taki sposób na życie znaleźli.