Geoblog.pl    Krokwnieznane    Podróże    Dubaj- Sri Lanka - Australia i Azja Płd- Wsch    Wulkan Kintamani. Ucieczka z Maumere
Zwiń mapę
2014
23
gru

Wulkan Kintamani. Ucieczka z Maumere

 
Indonezja
Indonezja, Maumere
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 30260 km
 
Pobudka 4 rano. Nasz cel na dziś: zobaczyć w świetle wschodu słońca wulkan Kintamani i trzy jeziora, które utworzyły się w jego kraterach. Jeziora znane są z tego, że zmieniają swoją barwę na trzy różne kolory: czerwony, szary i zielony. W przewodniku przeczytaliśmy, że mają one trzy różne kolory w tym samym czasie, jednak na miejscu okazało się, ze zmiana następuje raz na kilka miesięcy. Zmiana barwy jest wynikiem uwalniania się gazów.
Wejście na wulkan kosztowało 10$ aus od osoby. Naszą wędrówkę (znowu w japonkach) rozpoczęliśmy o 4.30, kiedy niebo zaczęło się zaczerwieniać. Z obawy, że przegapimy wschód słońca, szybkim krokiem skierowaliśmy się ku górze. Droga była na szczęście dość łatwa, najpierw schody, potem ścieżka. Nawet bez odpowiedniego obuwia dotarliśmy na szczyt w samą porę. Ujrzeliśmy dwa sąsiadujące ze sobą jeziora o intensywnie zielonym kolorze. Niebo było czerwono- różowe, a zza wierzchołka krateru wyszło słońce. Trzecie jezioro znajdowało się po przeciwnej stronie i spowite było gęstą mgłą.
Śliczny widok. Wczesna pobudka została nam wynagrodzona. Podeszliśmy bliżej krateru, by lepiej przyjrzeć się wodzie. Lokalni wierzą, że Kintamani jest to święte miejsce, ponieważ zbierają się tu dusze zmarłych.

Wróciliśmy do hotelu na śniadanie i ruszyliśmy dalej w drogę. Do Maumere pozostały nam 3 godziny jazdy. Tam mieliśmy podjąć decyzję co robimy dalej. Zdecydowaliśmy, że wigilię spędzimy razem z Magdą w Maumere, razem zawsze raźniej. Każde z nas pierwszy raz spędzało święta poza domem, bez rodziny. Grzegorz wyjeżdżał jutro. Zastanawialiśmy się czy pojechać do Timoru skoro było już tak blisko czy może na ładne wyspy w pobliżu Flores. Chcieliśmy dotrzeć do Maumere, może odwiedzić jakieś biuro turystyczne i podjąć decyzję co dalej.

Dotarliśmy do miasta, które podobno było największe na wyspie. Było typowo tubylcze, zero miejsc turystycznych, zero atrakcji, zero ciekawych miejsc do zobaczenia. Wedle naszego życzenia Henry zawiózł nas do hotelu przy plaży. Hotel ładnie położony, ale zaniedbany, być może dlatego, że byliśmy jedynymi turystami. Specjalnie dla nas robili zakupy, żeby przygotować nam kolację. Przynajmniej jedzenie było świeże. Byliśmy zmęczeni podróżą po Flores, nie odpoczęliśmy jeszcze po rejsie, który do super lekkich nie należał. Ale wiedzieliśmy, że nie chcemy tu zostać. Nie było opcji. Dostalibyśmy depresji spędzając tu wigilię w trójkę. Sami zupełnie. Wykonaliśmy kilka telefonów. Musieliśmy kupić bilety na jutro rano, a Magda przebookować swój na dzień wcześniej. Przez internet było to niemożliwe. Zakup biletów tylko na 48h przed odlotem, zmiana daty też była problemem. Znajomy Henrego pomógł nam zmienić Magdy bilet i obiecał zarezerwować nasze. Podał nam numer naszej rezerwacji. Zapłacić mieliśmy rano na lotnisku. Hurra! Wracamy na Bali.
Flores to piękna wyspa, ale chcieliśmy z niej uciec. Może po prostu mieliśmy już dość braku cywilizacji.
Wstaliśmy wcześnie rano. O 5 miał po nas przyjechać Henry. Za dodatkową opłatą obiecał nas zawieźć na lotnisko. Obsługa hotelu przygotowała nam śniadanie przed 5. To się zazwyczaj nie zdarza, ale może byliśmy wyjątkowymi gośćmi- jedynymi być może od dawna. Henry lekko spóźniony, ale dotarł. Całe szczęście, bo ciężko byłoby dotrzeć na lotnisko. Brak taksówek czy autobusów. Tak rano ulice były puste. Henry lekko zmęczony, przyznał, że wypił wczoraj z kolegą butelkę araku (lokalny alkohol), dało się wyczuć. Ale nie mieliśmy wyjścia, był jedynym możliwym transportem na lotnisko.
Lot był o 7.20. A o 5.30 lotnisko było jeszcze zamknięte. Takie rzeczy tylko w Azji. Godzinę przed odlotem coś się ruszyło. Air Asia otworzyło okienko i poszliśmy po nasze bilety. Magda zmieniła swój bez problemu, oczywiście za dodatkową opłatą. Adamowi Pani w okienku powiedziała, że nasza rezerwacja została odwołana, bo nikt za nią nie zapłacił. Serce zabiło mocniej. „Nie możemy tu zostać” oboje powiedzieliśmy w tym samym czasie. Pani zaskoczona, że chcemy kupić teraz bilet, sprawdziła w komputerze stan pasażerów i sprzedała nam dwa bilety. Byliśmy zachwyceni.

Poszliśmy odprawić bagaże Magdy i Grzegorza i z plecakami poszliśmy w stronę bramek. Gdy Adam przechodził bramka zapiszczała. Wtedy sobie przypomniał i powiedział do mnie: „ Kama ja mam nóż w kieszeni”. Nosimy go „w razie czego”. Postanowił przejść przez bramkę mimo to. Pani kontrolerka przyłożyła do jego torsu czujnik metalu i puściła go do środka. Z nożem w kieszeni. Później przypomnieliśmy sobie, że w plecaku mieliśmy też gaz pieprzowy. Bez problemu moglibyśmy porwać samolot lub zaatakować stewardesę. Szok.
Ale najważniejsze było to, że byliśmy w drodze na Bali.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (10)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 93 wpisy93 31 komentarzy31 1018 zdjęć1018 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
22.07.2015 - 07.08.2015