Geoblog.pl    Krokwnieznane    Podróże    Dubaj- Sri Lanka - Australia i Azja Płd- Wsch    Melbourne- ostatnia przystań. Podsumowanie Aussie.
Zwiń mapę
2014
30
lis

Melbourne- ostatnia przystań. Podsumowanie Aussie.

 
Australia
Australia, Melbourne
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 24924 km
 
Dotarliśmy do ostatniego celu naszej podróży do Australii. Mieliśmy tu spędzić dwa tygodnie, trochę długo, ale chcieliśmy na spokojnie sprzedać auto. Z klientami różnie bywa, nie wiadomo czy dalej będą zainteresowani, po obejrzeniu auta na żywo. Kilka spotkań mieliśmy umówionych na poniedziałek, w tym jako pierwsze nasze znajome Niemki z Apollo Bay.
Zatrzymaliśmy się u Agnieszki przyjaciółki Adama siostry, która mieszka tu już od ośmiu lat. Aga zaproponowała nam, że możemy pojechać na Noodle Festival, który odbywa się w centrum miasta. Oczywiście chętnie przyjęliśmy tę propozycję.
Noodle Festival to doroczna impreza, gdzie knajpy azjatyckie rozstawiają swoje stoiska i sprzedają przeróżne smakołyki. Do tego różne koncerty i zimne piwo. Czyli pysznie i przyjemnie. Dotarliśmy na miejsce i zaskoczyła nas wielkość imprezy. Olbrzymi teren, setki stoisk z jedzeniem pochodzącym z każdego azjatyckiego kraju, punkty z deserami, piwem i muzyka na żywo. Spacerowaliśmy zatrzymując się co chwilę na małe co nieco. Posłuchaliśmy niezłej wokalistki, która mimo upału dawała czasu na scenie. Tysiące zadowolonych ludzi zajadających orientalne przysmaki. To był ostatni dzień festiwalu, więc mieliśmy szczęście, że się na niego załapaliśmy.

Dzień 2.

Priorytetem w dniu dzisiejszym był nasz samochód. Więc dzień rozpoczęliśmy od sprzątnięcia wnętrza, pozbieraliśmy nasze rzeczy, poukładaliśmy bonusy, które kupiliśmy podczas naszej podróży (gł. sprzęt kempingowy+ przewodniki). Na koniec umyliśmy i odkurzyliśmy naszego vana. Dawno nie był tak czysty. Prezentował się dobrze. Uznaliśmy, że jest gotowy na spotkanie z klientami. Zobaczymy kto się skusi.
Pierwsze miały być znajome Niemki, które w południe zjawiły się w umówionym miejscu niedaleko mieszkania Agnieszki. Auto już widziały, ale nie tak czyste. Zadały milion pytań, na które ja bym nie umiała odpowiedzieć. Nauczyły się wiele o samochodach przez to, że ich stare auto wiecznie się psuło. Przejechały się wokół parkingu i potwierdziły, że są chętne. WOW. Takie szybkiej sprzedaży się nie spodziewaliśmy. Modliłam się, żeby nie włączyły klimatyzacji, która nie działała. Na nasze szczęście tego nie sprawdziły i kupiły samochód. Zadowolone, że mają bezpieczny środek transportu, a my że sprzedaliśmy szybko i bezproblemowo.
Odmówiliśmy resztę spotkań i wróciliśmy do mieszkania, by trochę uporządkować (poukładać, wyprać itp.) nasze rzeczy.
Wieczorem jak Aga wróciła z pracy przyrządziliśmy wspólnie kolację: stek z kangura. Ciągle nie było nam po drodze spróbować tego mięsa, a byliśmy ciekawi smaku. I wyszedł wyśmienicie, miękkie, chude, czerwone mięso z dobrą sałatką i lampką wina. Pycha.

Dzień 3.

Wybraliśmy się do city (Australijczycy nie mówią centrum, tylko city). Średnio przygotowani, udaliśmy się w kierunku informacji turystycznej. Wiedzieliśmy jedynie jakim tramwajem dojechać i na jakim przystanku wysiąść. Mieliśmy także od Marysi i Piotrka karty komunikacji miejskiej Myki, dzięki którym mogliśmy dojechać do wybranego miejsca. Dla turystów to duże utrudnienie, bo nie ma biletów ani automatów, gdzie można zakupić kartę. Trzeba się udać do miasta, wyrobić kartę i ją załadować. Jeśli skończy ci się karta, a będziesz na przedmieściach to też jej nie załadujesz.
W informacji dostaliśmy mapki z zaznaczonymi atrakcjami. I jak to bywa w miastach tego kontynentu, nie ma w nich zbyt wielu zabytków. Nie wiem czy już pisałam o tym, ale wszystkie informacje są świetnie zorganizowane, zaopatrzone w tysiące ulotek, mapek i mini-przewodników, a obsługa jest pomocna i rozwiewa wszelkie wątpliwości.

Okazało się, że wokół centrum jeździ darmowy tramwaj nr 35. Zabytkowa maszyna zatrzymuje się w ciekawszych miejscach, a wewnątrz nagrany przewodnik opowiada ich historię. Przejechaliśmy 3 przystanki i wysiedliśmy pod parlamentem. Rozpoczęliśmy spacer po mieście.
Przeszliśmy przez park do katedry, a później pod budynki muzeum. Mijaliśmy teatry, potem Chinatown, gdzie zjedliśmy dobre i tanie sushi. Doszliśmy do Town Hall ładnie przystrojonego świątecznie, a potem do city hall, gdzie zorganizowano kącik z choinką, mikołajem i jego pomocnikami oraz ołowianym żołnierzykami. Słodko i świątecznie. Jednak nam się nie udzieliła atmosfera świąt, mimo dekoracji i kolęd granych przez ulicznych muzyków. Święta nie kojarzą się zupełnie z ciepłem i latem. No trudno w tym roku świąt nie będzie.
Przeszliśmy na drugą stronę rzeki i zrobiliśmy spacer promenadą- po lewej stronie rzeka, po prawej restauracje i biurowce. Przeszliśmy przez most z zawieszoną wielką jemiołą i doszliśmy do art centrum, tam gdzie rozpoczęliśmy zwiedzanie. Odpoczęliśmy na leżaczkach i wróciliśmy tramwajem do domu.

Dzień 4.

Udało nam się przebookować bilety . Wyjeżdżamy z Australii już jutro. Szybko, ale to lepsza opcja niż zostawać w Melbourne do 14.12 jak w początkowej wersji. Na pewno moglibyśmy zobaczyć jeszcze parę ciekawych miejsc w okolicy, ale samo miasto nie zdradziłoby nam dużo więcej. Plaże w okolicy nie są tak ładne jak w Adelaide, a ile można spacerować po city. Myślę, że wystarczająco dużo zobaczyliśmy przez ten miesiąc. Jesteśmy zadowoleni, a trzeba pamiętać, że nie da się zobaczyć wszystkiego podczas jednego wyjazdu. Zwiedziliśmy ten piękny kraj i poznaliśmy ludzi tu mieszkających. Na kilka rzeczy zwróciliśmy uwagę, więc streszczę je w małym podsumowaniu.

PODSUMOWANIE:
1. Australia to wielki kontynent. I jest to oczywiste, wystarczy spojrzeć na mapę. Jednak dopiero będąc tu i podróżując samochodem do różnych miejsc można na własnej skórze odczuć te odległości i zrozumieć jak wielki to kraj. Zwłaszcza na outbacku, gdzie można jechać godzinami i nie widzieć nic poza pustynią i czerwoną ziemią.
2. Australijczycy to przyjazny i bardzo pomocny naród. Każdy się do ciebie uśmiecha, wita cię lub pyta czy ci pomóc. Zdarzało nam się, że czasem ktoś się przy nas zatrzymywał, np jak jedliśmy śniadanie w parku i proponował, że zrobi nam zdjęcie, bo założył, że skoro jesteśmy tylko we dwoje to mamy mało wspólnych zdjęć. Chętnie nawiązują kontakty i zagadują. Spotkaliśmy też wiele osób starszych, które były w Polsce za czasów komuny i wycieczkę wspominają bardzo dobrze (przynajmniej nam tak mówili).
3. Australijczycy mają totalny luz. Są zadowoleni z życia i jest im dobrze tak jak jest. Są bezproblemowi i nie gonią na siłę za pieniądzem. Nie odczuwa się tu wyścigu szczurów, choć na pewno w dużych miastach jest inaczej.
4. Australia jest droga, przynajmniej dla Polaków. To co w Polsce kosztuje 8 zł, np piwo w pubie, tu kosztuje 8$. Można to odczuć na każdym kroku bez względu, gdzie się pójdzie, czy do baru czy do supermarketu.
5. Ceny są wysokie, ale zarobki lokalnych także. Minimalna stawka na godzinę to 20$. Płacona w tygodniówkach. Da się żyć.
6. W każdym stanie jest inna strefa czasowa. Różnice od 0,5h do 1,5h. (Możliwe, że w Perth jest jeszcze więcej, ale tam nas nie było więc nie wiem.).
7. Jest to miejsce przyjazne ludziom. Wszystkie kurorty, ale także i małe wioski mają miejsca do piknikowania z ławkami, grillami elektrycznymi i placami zabaw. Ludzie z nich korzystają i sprzątają po sobie, a i tak codziennie rano służby publiczne dbają o porządek w tych miejscach. W większych kurortach występują też baseny miejskie. A wszystko za darmo. Toalety publiczne- zawsze czyste, z mydłem i papierem.
8. Łatwość życia. Załatwienie spraw urzędowych nie zajmuje zazwyczaj wiele czasu. Większość można załatwić przez internet, np. zarejestrowanie auta. W urzędach pracownicy są uprzejmi i sprawnie załatwiają określone sprawy.
9. Wielokulturowość. Wiele imigrantów z różnych krajów świata- najwięcej z Azji sprawia, że kraj jest różnorodny. Różne kuchnie świata, święta i festiwale.
10. Kangura najczęściej spotkasz na ulicy. Rozjechanego. Jednak na obszarach pozamiejskich można spotkać te zwierzaki, w parkach narodowych, outbacku i na wsiach.
11. Mała liczba wielkich miast, które oddalone są od siebie tysiącami km. Tak naprawdę jedno w każdym stanie- jego stolica- reszta to małe miasteczka i wioski.
12. Na outbacku jest bardzo gorąco. Jest to inny wymiar ciepła. Pocisz się i pijesz wodę i tak w kółko. Po dużej ilości płynów wcale nie biegasz do toalety co chwilę. Polecamy auto z klimatyzacją ;)

Jak mi się przypomni to dopiszę więcej.
Spędziliśmy tu miesiąc, zobaczyliśmy wiele, przeżyliśmy niezliczoną ilość niesamowitych przygód, wiele emocji, uśmiechów, niekiedy nerwów.
Wszystko poszło ładnie i gładko. Cudowny pobyt. Piękny kontynent i piękne miejsca.

Dzień 5.

Wyjeżdżamy. Kierunek lotnisko. Dojazd to dość skomplikowana sprawa. Najpierw trzeba dojechać do city, a potem wziąć skybusa za 18$/os. na lotnisko.. albo tak jak my zrobiliśmy. Dojechaliśmy to miasta i wysiedliśmy koło parlamentu. Tam poszliśmy na metro. Wsiedliśmy do linii w kierunku Craigieburn odjeżdżające z 3 platformy i wysiedliśmy na przystanku Broadmeadows. Tam złapaliśmy autobus nr 901 prosto na lotnisko (2 przystanki). Trasa z domu do lotniska 7$ (tramwaj, metro i autobus).

Good Bye Australia. It was great to be here. Będziemy tęsknić. Do zobaczenia :)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (19)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 93 wpisy93 31 komentarzy31 1018 zdjęć1018 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
22.07.2015 - 07.08.2015