Geoblog.pl    Krokwnieznane    Podróże    Dubaj- Sri Lanka - Australia i Azja Płd- Wsch    Święta góra Aborygenów- Urulu
Zwiń mapę
2014
20
lis

Święta góra Aborygenów- Urulu

 
Australia
Australia, Ayers Rock National Park
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 22513 km
 
Kolejny dzień i kolejne 1100 km. Tyle już nam zostało do Uluru. Nie wiemy czy dziś damy radę przejechać całość. Najwyżej zatrzymamy się wcześniej. Temperatura nieco spada. Jedzie się lepiej, zwłaszcza, dzięki świadomości,że jesteśmy coraz bliżej. 

Dojeżdżamy do największego miasta w centralnej Australii- Alice Springs. Początkowo chcieliśmy zostać i trochę się przejść, ale gdy docieramy do informacji turystycznej okazuje się, że nie ma tu nic aż tak ciekawego. Parę galerii ze sztuką aborygeńską, która moim zdaniem przypomina trochę afrykańską. Różnorodne wzory stworzone z mniejszych i większych kropek, kółek i kreseczek w odcieniach brązu. 

Miasto nie było naszym głównym celem, a że godzina jest jeszcze dość wczesna ruszamy w kierunku Ayers Rock. Szacujemy, że zdążymy na zachód słońca. 
I tak też się stało. Dotarliśmy do miasteczka Yulara, gdzie znajduje się Ayers Rock Resort. Duży ośrodek złożony z kilku hoteli, bungalowów, supermarketu i pola kampingowego. Kupujemy miejsce nocegowe, szybki nur w basenie i pędzimy, by zobaczyć górę z bliska. 
Bo jej zarys już jest widoczny. 


Niebo od jakiejś dobrej godziny zaczyna wariować. Pojawiły się wielkie chmury, pioruny, grzmoty. Lunęło. Niewiarygodne. Nigdy byśmy się nie spodziewali deszczu tu na pustyni. Chwilowe załamanie mija, pojawia się piękna tęcza, choć wcale się nie rozjaśnia. Nic nas nie zatrzyma, jedziemy do Parku Narodowego Uluru- Kata Tjuta. Mając zapas czasowy podjeżdżamy pod grupę skał mieszczących się pobliżu. Kata Tjuta, co po aborygeńsku znaczy pełen głów to zespół 36 skał nazywanych również The Olgas. Można wybrać się na wycieczkę doliną Valley of Wind, ale sezonie letnim tylko w godzinach wczesnorannych (do 11 rano). Objeżdżamy góry z kilku stron podziwiając ich niezwykły kształt.
Wracamy w okolice Uluru. Chcemy zobaczyć górę o zachodzie słońca, co stoi pod znakiem zapytania przez pogodę. Ustawiamy się na punkcie widokowym, a chwilę później uciekamy przed deszczem. Zrywa się wiatr. Pioruny trzaskają. Cisza pustynna wzmaga odgłosy grzmotów. Niebo znowu wariuje. Z jednej strony ciemnogranatowe kłęby chmur, z drugiej jaśniejsze przeplecione promieniami słonecznymi. W oddali widać ulewę rozświetlaną błyskami. Za chwilę na zachmurzonym niebie robi się luka błękitu, układająca się w kształt serca, podświetlona od dołu zachodzącym słońcem. Niezły pokaz sił natury zrobił na nas większe wrażenie niż mistyczna góra.



Na kempingu spotykamy trójkę sympatycznych Polaków z Krakowa (Pozdrawiamy serdecznie) i spędzamy razem miły wieczór w kempingowej kuchni.


Następnego dnia wstajemy wcześnie rano i pędzimy na wschód słońca. Chcemy ujrzeć świętą górę oświetloną porannymi promieniami. Temperatura jest przyjemna. Czekamy i mamy to co chcieliśmy. Tysiąc odcieni czerwieni na wielkiej powierzchni skały. Uradowani wracamy na kamping. Postanawiamy, że jedziemy już na południe w kierunku Adelaide. Olewamy planowy wcześniej Kings Canyon, bo nie chcemy nadrabiać później ponad 450km. Mamy dość pustyni i upałów, a droga na samo południe jeszcze daleka.
Nasz punkt na liście marzeń- Uluru- zaliczony.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (12)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 93 wpisy93 31 komentarzy31 1018 zdjęć1018 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
22.07.2015 - 07.08.2015